piątek, 4 czerwca 2010

72 - Rio de Janeiro

Wpierw info, ze teksty na nowym blogu byly pod zdjeciami w ostatnich dwoch galeriach, po uzyciu polecenia publikuj stalo sie to co widac w postach. Blogger wiec na razie nie robi dobrego wrazenia, ale ma jedna potezna zalete, prawie nieograniczone miejsce na zdjecia.
Zamieszczanie poprzednich galerii na blogu pochlonelo tyle czasu, ze na styk dotarlem z Robertem na autobus do Assis. Autobus jednak spoznil sie o 20min. Na bilecie mialem napisana platforme nr 10, autobus podjechal na platforme 11, a ludzi wpuszczano z platformy (peronu) 14. Komunikaty glosowe byly bardzo ciche, graly telewizory, ale ja przeciez i tak nie znam portugalskiego. Jednak podchodzilem do kazdego autobusu z pytaniem i biletem. Inaczej nigdzie bym nie pojechal. Terminal autobusowy w Marilia, jak na Argnetyne nieduze miasto, ale tak w ogole to ponad dwustu tysieczne, jest na bardzo dobrym poziomie. Zreszta poza wyjatkami terminale w Brazylii, Chile i Argentynie sa na poziomie nieosiagalnym w Polsce. Nie wiem czy ktos korzystal juz nie z tak nowego dwroca autobusowego na tylach dworach kolejowego w Krakowie. Jak na polske jest to topowy dwrzec. Ale tak naprawde nie dosc ze brzydki, to ciasny i malo funkcjonalny. Pod tym wzgledem musimy sie jeszcze bardzo duzo nauczyc (a pod jakim nie – pytanie retoryczne). Wpierw autobusem cofnalem sie do Assis, miasta o polowe mniejszego od Marilia, bo – co dziwne – stamtad jezdza bezposrednie autobusy do Rio de Janeiro, Iguazu i wielu innych, a z Marilia nie, mimo ze ma lepszy dworzec, jednak wjazd na parking platny i oplata za korzystanie z terminalu tutaj rowniez istnieje. Z Assis mialem ruszyc o 22, ale autobus spoznil sie 90 minut, a wyjazd byl z prawie 2-godzinnym opoznieniem i utrzymalo sie ono az do Rio, gdzie bylem dnia nastepnego o 13 (koszt biletu na trasie Marilia – Rio to 130,40 reali, przypominam, ze jeden dolar to ok, 1,8 reala). Autobusy sa tutaj na dobrym poziomie, drogi tez. Norma sa autostrady i drogi po dwa pasy w kazdym kierunku z bekolizyjnymi skrzyzowaniami. U nas chocby te skrzyzowania sa niewiadomo czym, wielkim przedsiewzieziem, w Ameryce Poludniowej to norma, a przynajmniej w trzech wspomnianych przeze mnie krajach. Noc byla bardzo chlodna, nawet pare wodna wydalaly moje usta. Przed Rio byly juz fajne gorki, a samo Rio przywitalo mnie widokiem na fawele, ktorych nie wiedzialem wyjezdzajac z Sao Paulo. Dworzec autobusowy duzy, ale i tutaj nikt nie wladal angielskim. Brazylia to kraj, ktory tutaj odwiedzam, z najgorsza znajomoscia angielskiego, praktycznie zerowa. Niewiele lepiej bylo w Argentynie i w Chile, ale tutaj jest jeszcze gorzej. Najlepiej bylo w Boliwii, co nie znaczy, ze dobrze, troche gorzej w Peru. Jezyka nie da sie nauczyc na dobrym poziomie komunikatywnym w pare dni a mistrzostwa swiata w pilce noznej i olimpiada coraz blizej. Jezyki oprocz bezpieczenstwa i drozyzny beda najwiekszym problemem tych imprez, bo z infrastruktura Brazylia sobie poradzi. Te fragmenty, ktore widzialem w tym kraju sprawiaja wrazenie najlepsze, czesto jest to bardzo dobry poziom. Ludzie chodza tutaj swobodniej, maja zegarki na rekach, nizsze ploty, bankomaty na ulicach. Bankomatow zreszta na swiecie jest wszedzie pod dostatkiem, tylko w Polsce jest ich duzo mniej niz np. w Brazylii. Brazylia robi wrazenie, a do tego trzeba miec naprawde tutaj duzo pieniedzy, by zyc na jakims poziomie. Polska jest duzo tansza, Mimo tego w statystykach na biede, skrajna biede, biede u dzieci itp Polska w Europie wypada tragicznie. Tak naprawde jestesmy przeciez biednym krajem, wbrew temu co wmawiaja nam kolejne rzady (dzieki ich tytanicznemu wysilkowi nadal jestesmy tak biedni). Swiat idzie bardzo do przodu, bardzo szybko sie rozwija, bogaci – obsewruje to wszedzie gdzie jestem. My mimo pieniedzy w UE duzo wolniej. Dlatego informacje, ze w Polsce zyje kilkadziesiat procent w biedzie lub w ubostwie nie dziwia. Gdy tutaj mnie pytaja ile wynosi najnizszy zarobek netto w Polsce i odpowiadam, ze okolo 300 dolarow, to ludzie nie chca w to wierzyc, bo tyle, a a chyba nwet troche wiecej jest chocby w Brazylii, kraju nieporownynalnym z Polska pod wzgledem powierzchni, zroznicowania, ilosci mieszkancow i takze problemow (Polska na tle swiata czy tego chcemy czy nie to malutki kraj z niezbyt duza liczba mieszkancow, o ktorego istnieniu mnostwo ludzi nie ma pojecia). Ale co ciekawe tutaj w Brazylii istnieje cos takiego jak emerytura, czego nie ma w Peru i Boliwii i niejednym chocby azjatyckim kraju.
Z dworca autobusowego w Rio autobusem dotarlem do dzielnicy Copacabana, gdzie mial znajdowac sie moj hostel. Po dojechaniu na miejsce wzialem taksowke, by nie szukac. Ale taksokwarz nie wiedzial, gdzie jest ulica, nie znal hostelu. Jezdzil, pytal taksowkarzy, strazakow, policji, ludzi na ulicy. Probowal sie mnie pozbyc, mowiac gdzie niby mam isc. Cene przejazdu ustalilismy z gory. Juz ktorysa raz spotykam sie na tym kontynencie, ze taksowkarz nie zna adresu. Jestem wstanie to zrozumiec, ale oni tutaj nigdy nie maja nawet mapy, bo te kraje nie sa jeszcze na poziomie gps-ow. Sa za drogie. A mapa by wiele rzeczy ulatwila, bo ja zazwyczaj ogladam wczesniej google maps i wiem gdzie szukac, wiem gdzie jest ulica. W koncu kierowca znalazl jakis inny hostel, pod skalna gora, przyniosl ulotke. Cena za nocleg w 6-osobowym pokoju wynosila 30 reali, czyli tyle ile sie spodziewalem, tyle ile w Sao i tez zostalem w tym Hostelu. Moj, jak i ten polozony jest ok. 3 minuty od oceanu i plazy Copacabana, blisko przedostatniej stacji metra (ostatnia jest w Ipanemie), ktorego sa dwie linie w Rio (ale lacznie calkiem spore), ma byc wiecej, ale ze wzgledu na gorzysty teren to nie latwe, zreszta tutaj w Rio jest duzo tuneli drogowych. My sie cieszymy z pierwszego w Polsce gorskiego tunelu w Lalikach kolo Zwardonia, budowanego zreszta cale wieki jak na dzisiejsze technologie, ktory ma 600 czy 700m a na swiecie, tunele po kilka kilometrow to norma i rzecz oczywista, nawet w Brazylii czy chocby w Slowacji albo w Czechach, bo o krajach alpejskich czy Norwegii nawet nie wspomne.
Gdy rozlokowalem sie w hostelu a cenniejsze rzeczy zostawilem w skrytce ruszylem na spacer po dzielnicy. Dzielnicy na bardzo dobrym poziomie. Ale ten poziom zakloca to samo co w Sao, bezdomni, biedacy. Jest ich sporo, spia gdzie popadnie, na chodnikach, na przejsciach dla pieszych. Wieczorem tez rozstawia sie sporo osob ze stolami i sprzedaje rozne rzeczy- reczniki, te zwiazane z mistrzostwami swiata w pilce noznej, jakies rzezby, okulary, filmy, owoce itp. W dzien tez jest tego troche, ale mniej. Nic do tej pory ze strony tych osob nie spotkalo mnie zlego, ale ogranicza to poczucie bezpieczenstwa. Zapadla mi taka scena w pamiec. Stoje wieczorem na przejsciu dla pieszych, obok mnie piec pieknych kobiet o karnacji skory od bialej do czarnej, ubrane bardzo skapo, ale tez bardzo dobrze jakosciowo, a obok spia bezdomni, lubia tez pod wiaduktami. Dwa rozne swiaty. Mlode kobiety idace na klubowa imprezke i ludzie ktorzy maja tylko kawalek koca. To tutaj wystarczy, bowiem klimat jest goracy i wilgotny. O poranku 22-25 stopni, gdy wracalem po 23 do hostelu podobnie. Sa tablice podajace temperature. Jednak od Lupercio jestem jakies 1000km, a to duzo i to w kierunku rownika. Jak z Polski pojedziemy 1000km na poludnie to tez bedzie cieplej, a poludniowej Polski to wystarczy, by dojechac nad wloski czy chorwacki Adriatyk. Po powrocie do hostelu chcialem zobaczyc zrobione tutaj zdjecia, patrze a wszystkie sa biale. Probuje roznych ustawien i to samo. W internecie znalazlem odpowiedz, ze to jeden ze standardowych problemow canona i naprawa bedzie raczej nieoplacalna (uszkodzenie przyslony-migawki). No fajnie, tylko jestem w Rio, mam niesprawny aparat, w Brazylii najdrozszym tutaj kraju, gdzie jak we wszystkich tutjeszych krajach wybor aparatow jest zaden. A do tego Boze Cialo, tez jest tutaj dniem wolnym od pracy. Ale aparaty zawsze psuja sie w najmniej odpowiednich momentach. Ja lubie te plastikowe zabaweczki canona, robia fajne zdjecia. Canon nazywa tego typu aparaty zaawansowanymi kompaktami. Dla mnie czescia skladowa zaawansowania jest tez trwalosc, a ona jest straszliwie mizerna. Przerobilem juz duzo – i o to canonowi chodzi – aparatow canona zwanych zaawansowanymi kompaktami i zaden z nich nie dotrwal dwoch lat. Ten ktory wlasnie padl to PS S5IS i tak zaliczyl u mnie jeden z lepszych wynikow. Aparaty canona,ktorych uzywalem, zazwyczaj niewiele po ponad roku ulegaly takiemu uszkodzeniu, ze moglem co najwyzej dla zabawy rzucic nimi o sciane, bo naprawa byla kompletnie nieoplacalna. A to mechnizmy obiektow wysiadly, a to plyta glowna. Owszem, uzywam dosyc intensywnie aparatow, ale bez przesady. Nie tak, by dobry – ten wyraz nalezy podkreslic – aparat nie wytrzymal dwoch lat. Zreszta ow S5IS byl wynikiem pilnego zakupu w Slowenii, bo padl mi tam inny canon. Zreszta canony co do zasady padaj mi na wyjazdach, a nie jak w rodzinnym miecie robie zdjecia w parku. S5IS zaliczyl juz naprawe na gwarancji, ulegl uszkodzeniu w Maroku pod koniec roku 2009 i byl ponownie naprawiany i w tej chwili zakonczyl zywot. Wytrzymal prawie dwa lata, wyrzymal 3 miesiace trudow tej wyprawy i mogl ulec awarii w gorszym momencie, np. na pustyni, na salarze, na Huayna Potosi, w dzungli. Wtedy to mialbym dopiero problem. Dlatego zawsze biore dwa aparaty na wyprawy, tylko tym razem jeden utracilem juz na samym poczatku. Aparat ten juz ledwo zipal, stabilizator obrazu czasami byl niesprawny, zoom szwankowal, zawieszal sie, nie wlaczal. Az w koncu odmowil posluszenstwa, w chwili pisania tych slow nawet sie nie wlacza. Z miejsc gdzie zalezy mi na zdjeciach zostaly tylko tak naprawde wodospady Iquazu, a w pozostalych miejscach moglbym robic nawet zdjecia moja stara komorka. Marne, ale podrozuje by widziec, zdjecia sa tego konsekwencja, a zdjecia miast nawet takich jak Rio nie sa dla mnie zbyt istotne. W kazdym badz razie kolenego dnia, czyli w czwartek czekala mnie wycieczka po nowy aparat. Rano przelozylem wykupiona wycieczke m.in na gore Corcovado (ta z pomnikiem Chrystusa, ktory jest wlasnie w renowacji, ale o tym bede pisal we wlasciwym czasie) na piatek i po porannym spacerze nad oceanem, dniadaniu, po 10 ruszylem szukac aparatu z nadzieja, ze sklepy beda otwarte. W hostelu zaznaczyli mi na mapie ulice gdzie sa sklepy. Akurat na tej ulicy nie bylo zadnego elektronicznego sklepu, ale znalazlem je na innej ulicy. Lacznie okolo 10 sklepow. Spisalem wszystkie modele ze wszystkich sklepow z cenami i udalem sie do kawiarenki internetowej, celem poczytania cos na ich temat. Tutaj dobry sklep ma z 15 miniaturek aparatow, wiekszosc ma do 10 modeli, we wszystkich sklepach sa praktycznie te same modele, ceny bardzo podobne, nie byla wiec to trudna praca. Nie przypominam sobie bym gdziekolwiek w odwiedzonych krajach spotkal aparat marki nikon, canon pojawia sie tak czesto jak czesto znajduja grzybiarze drogocenne trufle w polskich lasach, czyli niezwykle rzadko, a to sa Polscy liderzy rynku. Na drugim(drugich) miejscu w Polsce jest sony i panasonic, pozostale marki sa niszowe. Tutaj z kolei wszedzie sa aparaty kodak, samsung, nierzadko fuji, olympus i nieznanych w Polsce producentow, jest tez dosyc czesto sony, czasami panasonic. I sa to same miniaturki aparatow. Do tego modele najprostsze, np. tutaj pisza ze dedykowane tylko dla Brazylii lub modele, ktore nie sa dawno produkowane, a z polskich sklepow znikly rok czy nawet dwa lata temu. Polska elektronicznie tez jest zapozniona w stosunku do innych krajow, jest tez droga jesli chodzi o sprzet, wystarczy spojrzec na ceny w UK czy w USA, ale na tle Ameryki Poludniowej mamy w sklepach, nie tylko internetowych, ogromny wybor i swietne ceny. Najtansze aparaty tutaj sa i tak o 100 procent drozsze od tych samych aparatow dostepnych w Polsce. Zazwyczaj jest to jednak 200-400 procent, a bywa ze i duzo wiecej. Najtansze no name kosztuja tutaj ok. 100 dolarow, najtansze markowe, w zasadzie zabytki techniki 200 dolarow. W cenie do 300 dolarow wybor jest niewielki. Najwiecej jest za 700 – 1500 reali (ok. 400 - 850 dolarow). W Polsce te aparaty kosztuja 350-700zl, moze poza wyjatkami. Bardzo ceni sie tutaj sony, to jest tutaj marka premium i juz nie pamietam modelu, ale model ktory na ceneo.pl zaczyna sie od 450zl tutaj kosztowal 1100 reali czyli ok. 670 dolarow, a dolar jest teraz po ok. 3.30-3.40zl. A wiec ceny sprzetu sa tutaj straszliwe. Bardzo mi sie podobaja tutejsze promocje, aparat kosztujacy 1000 reali po obnizce kosztuje 930 reali, w Polsce 400-500zl. Dlatego nie ma sie co dziwic, ze tutaj tak kradna aparaty. W Polsce mozna czesto kupic niezla amatorska lustrzanke, nieraz w promocji z dwoma obiektywami, a tutaj jakis najprostszy maly kompakt. Wiekszego zooma optycznego niz 3-4 w odwiedzonych sklepach nie bylo. Obiektywy takie sobie, a szukalem jakiegos jasnego (na ile mozna wymagac takiego w aparacie wielkosci karty kredytowej i wazacym ok. 100 gram), stabilizacja obrazu w najdrozszych modelach po prawie 1000 dolarow, a stabilizacja w tego typu aparatach to bardziej chwyt marketingowy niz faktyczna funkcja. Dramat. Zapoznalem sie z wszystkimi modelami i w stosunku do moich potrzeb to co tutaj znalazlem mozna okreslic dziadostwo lub jeszcze wieksze dziadostwo. A mimo to, cos musialem z tego wybrac. Jakis koszmar! Nawet jakbym mial worek pieniedzy, to nie moglbym tutaj od reki nic ciekawego kupic. Nie wiem tez skad oni te ceny znalezli, ale slyszalem od Australijczykow, ze u nich jest jeszcze drozej. Marna mi to pociecha. Z tych wszystkich aparatow, do tego w cenach na granicy szalenstwa, a nie poza ta granica, znalazlem tylko jeden model, ktory bylbym gotowy kupic jako gest rozpaczy, bo tylko to mi pozostalo. Mianowicie panasonic lumix FS12 (4 x zoom optyczny, 12,7 MP, przeslona od 2.8, obiektyw ponoc leica, w kazdym razie z opisow wygladalo ze jak na taki aparat przyzwoity, makro, nagrywanie filmow, stabilizator obrazu – te ostatnie dwie funkcje malo dla mnie istotne, ale sa plus troche innych, 9 polowy AF, wielosegmentowy pomiar swiatla, kompensacja ekspozycji, pewna mozliwosc wybory balansu bieli, karty SD/HC co dla mnie wygodne, bo takich uzywalem w canonie, bateria i ladowarka, co juz gorzej, bo brak baterii zapasowej, oczywiscie lampa blyskowa – innymi slowy takie male rzeczy a ciesza, to byl jeden z najlepszych parametrowo aparatow jaki tutaj znalazlem). Cena wyjsciowa 700 reali, po targowaniu, 624 reale, a wie stargowalem niecale 50 dolarow. Ale te 624 dolary za cos takiego to i tak rozboj w bialy dzien. W komplecie oczywiscie kable, plyta, instrukcja tylko po portugalsku, interfejs jednak moglem wybrac angielskojezyczny, karta SD 2GB. Pani mi to pakuje wszystko do pudelka, a ja wyciagam i chowam po kieszeniach i mowie ze tak bezpieczniej, na co sprzedawczyni potwierdzila. Pudelko pod koszule, prawie puste i do hostelu. Potem chcialem jechac do centrum, bo tylko na tyle czasu mi zostalo, ale juz poprzedniego dnia jedna z recepcjonistek informowala mnie, zebym nie jechal dzisiaj do centrum, bo w dni wolne jest niebezpieczniej. Opisywanego dnia inna recepcjonista to samo, moi wspolmieszkancy – Australijka, Niemka, Brytyjczycy rowniez to samo. Mimo braku przekonania poszedlem wiec na plaze Copacabana zamiast jechac do centrum. Jak malo ludzi w miescie latwiej namierzyc klienta do obrobienia, jak duzo ludzi na miescie latwiej obrobic, bo nie da sie obserwowac tysiecy ludzi. W Buenos jakos bandyci nie mieli problemow napasc mnie w centrum miasta, a jego mieszkancy udali slepych. Nie ma regul, ale jak wszyscy mnie tak przestrzegali, to stwierdzilem ze ich poslucham, bo stracic nowy aparat w dniu zakupy to byloby straszliwie wkurzajace. Porobilem troche zdjec, w tym przy zapadajacym zmroku. Jakosc i mozliwosci mniejsze niz S5IS, ale to tez zupelnie inna klasa aparatow i tez przeznaczona dla zupelnie innych celow, mimo ze podstawowy cel to robienie zdjec. Nie mniej spodziewalem sie czego gorszego i ten aparat jest wstanie zrobic przyzwoite zdjecie. Czasami nawet bardzo dobre. Zobaczymy co bedzie dalej. A czemu tak drogi byl ten aparat? Ktos powie, bo pewnie musial przyplynac z Chin. Do USA tez sprzet przyplywa z Chin a jest duzo tanszy niz w Polsce chocby. Otoz moja nowa plastikowa malutka zabaweczka, firmy dla mnie nowej jesli chodzi o aparaty, zostala wyprodukowana w Brazylii, w Manaus w Amazonii.
I tak minal drugi dzien w Rio, nic nie zwiedzilem z tego co chcialem i zamiast wyjezdzac stad w piatek, wyjade w sobote i moze do poludnia w niedziele dokulam sie do Marili. A jutro i pojutrze mam nadzieje, ze uda mi sie poogladac miasto, mam znow czym robic zdjecia. Milion razy lepsze mimo wszystko niz z mojej komorki.
A teraz jeszcze troche roznosci. We wczesniejszych krajach duzo bylo aut daewoo, tutaj w Brazylii nie widzialem ani jednego, jest za to duzo fiatow, zreszta tutaj tez produkowanych, a srednia jakosc samochodow jest porownywalna z Polska. Jako, ze tutaj jest blisko do oceanu, to mozna spotkac na miejsce panow w slipach jedynie czy panie w bikini, co na tle duzego miasto wyglada ciekawie. Przy plazy jesrt sciezka rowerowa, duzo tutaj osob biega, jezdzi na rowerach, uprawia surfing, bo ocean ma tutaj potezne fale. Zamykana jest czesto w celu przeznaczenia dla pieszych czesc szerokiej Avenida Atlantica. Mimo swieta tego czwartkowego dnia duzo rzeczy bylo pootwieranych, duzych ruch na ulicach, duzo ludzi. Hostele tutaj mimo ze drogie to z wadami. O hostelu w Sao juz pisalem, teraz o tym w Rio. Generalnie spelniaja one swoje zadania, ale w obu hostelach jest problem z ciepla woda, wiem ze tutaj jest cieplo, ale ciepla woda na co dzien tez by sie przydala. W opisywanym hostelu, nie wszyscy recepcjonisci wladaja angielskim i ow recepcjonista wszystkich odsylal na dzien nastepny, az bedzie ktos anglojezyczny. Ludzie chcieli o cos zapytac i odchodzili z kwitkiem. Ja tez troche sie z owym czlowiekiem nameczylem. Tutaj w hostelach platny jest internet, do tego w tym w Rio, jest on bardzo wolny. Z internetu korzysta sie wpisujac specjalny kod, nie ma pulpitu jest tylko specjalny panel. Pytam sie chlopaka czy mozna korzystac z usb, on ze tak. Wykupuje pol godziny, wpinam karte z czytnikiem do usb i nic. Wolam goscia, on probuje i nie. Mowi, ze chyba nie dziala. No to dziekuje za internet. Pytam dalej, czy gdzies w poblizu jest internet, on ze nie, kiedy ja widzialem ze trzy kawiarenki internetowe. Natomiast musze pochwalic sniadania, sa takie jak w Sao, ale jest tez duzy talerz z dodatkowymi bulkami, a nei tylko dwie marne kromeczki tostowe jak tam. Tutaj podobnie jak chocby w Barcelonie na La Rambli nad oceanem oferowany jest haszysz. Tutaj w Brazylii sa tez najporzadniejsze i najwieksze kioski z prasa, mnostwo gazet, mniej dodatkow niz np. w Polsce. Wjezdzajac nateren centrum handlowegow Marilia, byla budka bralo sie kwitek, oddawalo przy wyjezdzie, to ma na celu zapobiegac kradzieza. Tutaj przy trasach jest sporo moteli, ale motel jest w duzej mierze tutaj jak synonim agencja towarzyska.
A teraz jeszcze troche cen brazylijskich, m.in. z Rio
-kanapka w sklepie 5 reali
-puszka coli 3r
-4 baterie AA duracell 12r
-zestaw w mcdonalds od 15r, a powiekszony to juz 10 dolarow
-najprostsza maszynka do golenia 1,50r
-najtanszy lod w mcdonalds od 1,50r
-dobry lod w lodziarni ok 10r
-bilet do kina od ok 3-5r do ok 12r
-woda 1,5l w markecie od ok. 1,50r
-cola 2,75l w markecie od 5r
-bilet na metro w Rio niecale 3r
-bilet autobusowy w Rio, sa rozne, ceny od 2,70 do 5r generalnie, jadac swoim autobusem placilem w srodku, byla pani ktora pobierala pieniadze.
-kawa espresso plus malutki kawalek ciasta 4,20r
-plyta cd z muzyka w sklepie 18-30r
-hamburger w mcdonalds 3r
-bilet wstepu na gore Corcovado 45r
-bilet na mecz miejscowej ekstraklasy 80r
-paczka gum do zucia 1-1,80r
-paczka ciastek 1-10r
-kawalek pizzy 3-5r
-internet w Rio 3-5r za godzine
-oplaty za przejazd drogi ok. 2-10r za kilkadziesiat kilometrow, np z Lupercio mimo ze do Marilii jest ok. 30km i kawalek drogi pokonuje sie platna droga, trzeba zaplacic prawie 3r, mimo ze te 3r jest za duzo dluzszy odcinek drogi miedzy dwoma miastami. A wiec miejscowi tez musza placic, za przejazd w kazda strone
-godzina postoju na parkingu przed dworcem autobusowym w Marilia 1r
-oplata terminalowa zalezy od trasy, ilosci km, mnie wyniosla cos 3,30r.
-innymi slowy, wszystko jest bardzo drogie, niejeden kraj Europy Zachodniej jest tanszy. Taniej mozna zwiedzac np. Londyn niz Rio.
Pozdrawiam z upalnego Rio (plaze i gorzyste widoki sa tutaj naprawde piekne)
Gregor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz